wtorek, 1 lipca 2014

6 rzeczy, które musisz wiedzieć o Orange Warsaw Festival

Bo może się przydadzą za rok.

Czas mija nieubłaganie i pomiędzy kolejnymi wegetariańskimi burgerami i solidnym pedałowaniem na rowerze przypomniało mi się, że od Orange Warsaw Festival minął rok świetlny. Przygotowałem mały zestaw porad, gdyby przyszło mi do głowy jechać w przyszłym roku. Być może przydadzą się też Tobie, bo wreszcie nie przepijesz pieniędzy na bilet.


1. Zapomnij, że Orange Warsaw Festival to festiwal
No dobra, nazwa nazwą, ale z atmosfery festiwalu pozostają dwie sceny (czasem więcej), kilka budek z artykułami konsumpcyjnymi i w sumie tyle. Z jednej strony super swaggy mlogerki bodowe robiące niezliczone ilości fotek na instagram, z drugiej korpo prezesi, którym pewnie wcisnęli te bilety na siłę.
2. Koczkodany pod sceną i tak zrobią Ci źle
Nic nie mam do fanów innego zespołu, ale zanim on zacznie grać jest jeszcze 3 innych wykonawców. A ci już stoją znudzeni w pierwszym rzędzie (fani, nie zespoły). Niestety, grupy na Facebooku jak zbierzemy 100 osób to OWF zmieni line up nie mają siły sprawczej.
3. Fajne koszulki z festiwalu? A może ścierkę?
To już jest dziwna filozofia. Niektórzy zapłacili ponad 600 zł za wjazd na stadion. Skoro wywalili tyle siana na bilet (dobra, wiadomo że rodzice im dali) o pewnie mają jeszcze dolary na jakieś fajne ciuchy na pamiątkę. Niestety, koszulki promujące sam festiwal, jak i gości były tak tragicznie wykonane, jakby produkował je zakład pracy chronionej z Suczek (woj. warmińsko-mazurskie). Żenada. Tak jak koszulki The Pharcyde na Warsaw Challenge .
4. Nie siadaj na trybunach, bo uśniesz
Widok znudzonych ludzi, prawie leżących na biało-czerwonych fotelikach, przyprawiał mnie o atak beki. Porównywalne jest to tylko z minami pracowników wracających po ciężkim tygodniu pracy z Radomia do Warszawy.
5. Idziesz z matką na koncert? Niech poczuje luz
Zła wiadomość dla wszystkich rodzinnych misiów-ptysiów. Festiwal nie jest imprezą dla Was. Dziecko chciało zobaczyć Limp Bizkit? Nie wpychaj się pod scenę, jak zamierzasz stać jak prawiczek w seks szopie. Obczaj te kocie ruchy. Zawsze mogłeś iść ze swoją pociechą na One Direction.
6. Płacisz kupę kasy za wstęp, więc nie oczekuj dobrego nagłośnienia
Cały hajs poszedł na honorarium i narkotyki dla headlinera. Na stadionie poczujesz się jak schizofrenik, słysząc dźwięki odbijające się zewsząd. Na drugiej scenie zamiast basu z pier*olnięciem dostaniesz w twarz podmuchem powietrza (wiem złotko, że liczyłaś na coś innego). Jeśli dotąd nie narzekałeś/aś na błędnik - zmiana planów!

Ktoś może teraz pomyśleć, że żałuję wydanych pieniędzy, czasu, litrów wódki i zdartych podeszw w najkach. Nie o to się rozchodzi. Mentalności Polaków się nie przeskoczy, ale od imprezy z TAKIM rozmachem (jaki chciałaby mieć) wymagam więcej. Szczególnie w kwestii nagłośnienia, bo te narzekania pojawiają się od zawsze.