wtorek, 28 maja 2013

Płytki i cegiełki

Kiepska to chwila na rynku muzycznym, bo wszyscy żyją długim weekendem i dniem dziecka, a nie rzucaniem nowych tracków dla zgłodniałych (motyw kulinarny musi się pojawić) fanów. Jeśli chodzi o rap, to niebawem wyjdzie sporo oczekiwanych (i nie) płyt: 
  • nowy J Cole, którego poprzedni album był bardzo dobry, choć komercyjnego sukcesu nie odniósł,
  • Statik Selektah z kolejnym producenckim materiałem, czyli przyjemne bity i jeden patent na cuty,
  • Kanye West... oh, Kanye,
Nowy album wydaje też Mac Miller. To pozycja, na którą czekam najbardziej. Tracklista i goście prezentują się wyśmienicie, tekstowo i klimatycznie może być gorzej, bo z wyluzowanego dzieciaka Easy Mac stał się zgorzkniałym chłopcem po przejściach. Niezależnie jednak od lirycznego smutku i bólu, jest to gość z (nadal) dużym potencjałem, o czym świadczy leak z nowej płyty, wyprodukowany przez Diplo. A z królem nowych brzmień raczej się nie dyskutuje.



Skoro już jesteśmy przy rapie, dobrym rapie, to warto też wspomnieć o kolejnej (której to już?) wersji Bitch, Don't Kill My Vibe. Tym razem jest to edycja international, dlatego pojawia się w niej Szkotka Emeli Sandé (dlaczego nie Edyta Górniak?). Intro świetne, reszta to już w sumie podstawowy track. Ale to Kendrick Lamar, dziewczynko.

Tym oto sposobem pierwsze zdanie notki powinno wylądować w koszu. Ładnie.

poniedziałek, 27 maja 2013

Podpalamy noc

Rap mnie zadziwia i chyba w tym cały czas jest jego magia. Poniżej kawałek, który robi mi dzisiejszy wieczór. Spinache mocno w formie. Natalia Siwiec w klipie nie przeszkadza. Enjoy:


// notka na tyle spontaniczna, że żadne głupoty mi nie przychodzą do głowy. No, może jedna.

środa, 22 maja 2013

Żółte Lata Nagrania

Zanim gdzieś wynalazłem glitch-hop, czyli w czasach, gdy dubstep w Polsce dopiero raczkował, Prefuse 73 ostro mieszał na moich słuchawkach. Vocal Studies + Uprock NarrativesSurrounded By Silence i One Word Extinguisher na trwałe zagościły w iPodzie i nie podlegają skipowaniu.


Głodny nowej muzyki od pana z numerkiem ucieszyłem się na wieść, że zakłada on nowy (sub)label Yellow Year Records. W ciągu roku wyjdzie w nim 12 EP-ek, na których pojawią się collabsy z wyśmienitymi gośćmi, takimi jak: Teebs, Nosaj Thing, Lapalux, Synkro, Nathan Fake i Dimlite. Plan jest zacny i w sumie łatwy do ogarnięcia - zamiast pełnoprawnego albumu po 2-3 kompozycje miesięcznie. A szum przez cały rok #MatkaMadzi. Szum, który rodzi hałas. W linku trailer, którego podkładem jest współpraca Prefuse'a z Teebsem. A poniżej moja ulubiona rutyna z wykorzystaniem bitów pana 73, na deckach DJ Troubl z Francji:

sobota, 18 maja 2013

Ron Jeremy pomoże Ci opuścić biznes porno

Powszechnie wiadomo, że porno jest złe. Daje ludziom pracę, niezłe zarobki, możliwość obycia się z kamerą i czterema partnerami naraz. W przeciwieństwie do Polski, gdzie robi się wszystko minimalnym kosztem, w USA to potężny biznes rozrywkowy. Dlatego setki młodych kobiet bez perspektyw są pchane przez rodzinę (jakie było Wasze pierwsze skojarzenie, ha?) w paszczę (ponawiam pytanie) bezwzględnego rynku uciechy. U nas żadna matka nie powie swojej córce: chcesz iść na politologię? Może jednak zainteresuje cię branża porno? Tak, Polska to dobry kraj.

Są jednak zagubione owieczki pragnące wyrwać się ze świata blichtru i dwuzdaniowych dialogów. Z pomocą przychodzi im XXXchurch. To chrześcijański kościół online, którego misją jest pomoc w opuszczeniu przemysłu porno i zerwaniu z uzależnieniem od bzykania. Pastor-założyciel, Craig Gross, uważa, że figle na ekranie krzywdzą wszystkich: jednostki, małżeństwa, rodziny, większe grupy, dwie panie, jednego pana (okej, zagalopowałem się), a najbardziej cierpią aktorzy:

I've never met a girl or guy in the industry that's told me, 'this is what I wanted to do when I was a kid'.

Karol Paciorek mówił coś innego... Pastor weryfikuje też zarobki w biznesie:

Average pay for a girl in porn is less than a $1,000. The lifestyle that she had to maintain, to do this, you know, living in Hollywood, or all this kind of craziness around her, it's not really even great money.
Faktycznie, jak na Holiłud to bida. (Ile dostaje statysta w normalnym polskim filmie?) Co ciekawe, pastor współpracuje z Krzysztofem Krawczykiem Ronem Jeremym. Ron, najlepszy przyjaciel Harrego Pottera, w biznesie od zawsze, zagrał w ponad 2000 produkcjach (w kilku nawet się nie rozbierał!) i pojawił się w 48 wideoklipach. Ostatnio, co prawda, trochę się posypał, ale z pewnością nie powiedział ostatniego słowa.



Na czym polega współpraca faceta, który miał miliony kobiet i gościa, który miał kobietę milion razy? Panowie jeżdżą na konferencje, wykłady, odczyty i debatują, czasem bardzo zażarcie:

It's like Lennox Lewis and Mike Tyson. Their last fight, they couldn't even shake hands. They had security guards right across the boxing ring, and yet they were friends, but they wanted it to appear that they're not.

Pastor Gross wyprowadził na ludzi już kilku kumpli Rona. Teraz są już dobrymi ludźmi: jeden to cieśla a drugi rozpoczął studia medyczne. Chce być proktologiem.

środa, 15 maja 2013

Holo holo Rock The Bells spolo

Zeszłoroczny festiwal Coachella zdominował 2Pac. Pewnie kilka osób wie już, że Makaveli nie żyje,  tudzież żyje w innej rzeczywistości, zjadłbym ciastko (niepotrzebne skreślić) - na scenie był jako hologram i wywołał ciary u 80% widzów (reszta była zbyt odurzona, żeby skojarzyć półprześwitującego artystę). W myśl zasady idź za ciosem na najbliższej edycji rapowego święta HipHop Giżycko Rock The Bells pojawią się dwaj kultowi, aczkolwiek nieżyjący raperzy - Ol'Dirty Bastard i Eazy-E.


Sztywny ODB ma ocieplić wizerunek Wu-Tangu, którego krążek Enter The 36 Chambers w tym roku obchodzi dwudziestolecie wydania. Co ciekawe, stary brudny bękart częściej bywał w więzieniu niż na koncertach ze swoją macierzystą formacją, także nie wiem, z czego chłopaki skleją postać rapera. No ale wszystko w rękach specjalistów. Podobno Wu pracują nad nową płytą, co średnio mnie interesuje, gdyż poza wspomnianym Enter... ich kariera muzyczna (jako grupy) nie była zbytnio porywająca.

Jak Wu-Tang będzie miał hologram, to i Bone-Thugz-N-Harmony muszą, nie? Celują wysoko, bo na scenie wspomoże ich Eazy-E. Chłopak nie ma łatwo, mimo iż nie żyje już 18 lat. Menadżer NWA Jerry Heller opowiadał niedawno, że we wczesnych latach 90. Eazy-E planował zabicie Suge Knighta, właściciela Death Row Records. Czy tak było naprawdę? Będzie na scenie, to może odpowie.

sobota, 11 maja 2013

Jaram się nową maturą

Znów pochylę się (uważnie obserwując, czy ktoś z tyłu nie chce na tym skorzystać) nad polskim systemem edukacji. Jest dobrze, produkujemy naprawdę dużo jednostek z wykształceniem wyższym, które potem rewelacyjnie radzą sobie na rynku pracy. Państwo stwarza również warunki do rozwoju małych i średnich przedsiębiorstw, dlatego każdy, kto nie odnajduje się w bezdusznej korporacji może założyć swój własny biznes i, dzięki niebywale dobrej sytuacji gospodarczej, niskim podatkom i przychylnym przepisom, ma szansę go utrzymać.

Powiem szczerze: jaram się nową maturą. Może dlatego, że jestem ostatnim rocznikiem, który w szkole musiał coś wiedzieć. Powtórzę: jaram się i gratuluję ludziom, którzy ją układają. To grono wybitnych specjalistów, naukowców i doktorów, którzy na czas tworzenia arkuszy maturalnych muszą wyłączyć myślenie. To coś jak być dziennikarzem Tygodnika Powszechnego i przejść do Faktu. Nowa matura idzie w kierunku szarad dla przedszkolaków: znajdź różnice, połącz kropki, używając trzech kredek pokoloruj flagę Polski. Po co to komu?

Pamiętam wizytację na lekcji WOS-u w najlepszym liceum w Lublinie. Klasa właśnie przygotowywała się do matury. Lecieli konstytucją - wstała panna, wyrecytowała artykuł taki i tak i bum! źle, bo w definicji użyła bodaj nie "w ciągu (iluś tam dni)", tylko "w czasie". Kardynalny błąd, który spowoduje, że dziewczyna ta, pracując później w administracji państwowej, wywoła kryzys destabilizujący działanie najważniejszych instytucji. Handluj z tym.



Ponieważ resort edukacji brnie w takie absurdy, a samo słowo matura ma taką samą wartość jak wstrzemięźliwość seksualna wśród gimnazjalistów, warto pomyśleć nad zmianami. Przytoczę dwa autorskie pomysły:

Wersja rozrywkowa. Na fali popularności programów typu X-Factor budujemy komisję złożoną z nauczyciela języka polskiego (serce), matematyki (rozum) i WF-u (unlimited power) - kandydat przychodzi, przedstawia swoje umiejętności (taniec na rurze, palenie 3 papierosów naraz, mistrzostwo w grze w Słoneczko) - jeśli zdobędzie 2 na 3 głosy dostaje maturę. Do tego rozwiązania na bank przychylą się rodzice, którzy uważają, że na dzieci w szkole spada zbyt wiele obowiązków, nie ma spojrzenia na ucznia jako na jednostkę i czemu pani krzyczy na mojego Wiesia? Poza swobodnym charakterem rozgrywki (wychowanie bezstresowe) szkoła ma szansę na zabłyśnięcie w mediach (surowy nauczyciel, kontrowersyjne wystąpienia) i dodatkową kasę z kontraktów reklamowych.

Wersja poważna - level supereasy. Przyznajmy się przed wszystkimi: matura ssie ale z niej nie zrezygnujemy ze względu na tradycję. Dajmy uczniom możliwość ściągania, przyjścia na maturę z ojcem, matką, naukowcem z PANu. Zróbmy normalny arkusz maturalny z normalnymi zagadnieniami ale dajmy możliwość korzystania z pomocy naukowych. Niech młodzież poszuka czegoś w internecie, przeanalizuje proste dane. Niech to chociaż trochę przypomina egzamin! Na takim rozwiązaniu skorzystają niezależni eksperci. Już widzę listę chętnych, którzy podczas matury z fizyki będą chcieli, aby towarzyszył im Antoni Macierewicz.

środa, 8 maja 2013

Rewolucja w szkolnictwie wyższym

Myślę sobie, czy nie założyć nowego bloga tylko o szukaniu pracy. Pełnego inspirujących tekstów i adresów aptek, które sprzedają tanie środki przeciwbólowe. Nie, nie jest źle. Sytuacja nie różni się niczym od tego, co zastałem zaraz po skończeniu studiów. Wtedy był kryzys, dziś jest kryzys. Wtedy pracodawca był bogiem i teraz jest nim nadal. Wtedy byli duici, teraz zyskali nazwę.



Stara bida. Przeglądając oferty pracy dochodzę do wniosku, że powinien pojawić się nowy kierunek studiów - praca biurowa. Może być licencjat. Dwa języki i obsługa Office'a. Nic więcej. Za: politologię, socjologię, kulturoznawstwo i wszystkie te europeistyki.

No, to takie luźne przemyślenie. Jak moje portki.

niedziela, 5 maja 2013

Carmageddon na Androida już w piątek

Im człowiek starszy tym częściej myśli o młodych dziewczynach wraca pamięcią do klasyków. Jedni znowu (lub pierwszy raz) czytają bryk Lalki, inni wyciągają ze śmietnika Pegasusa i tną w Contrę. Ja należę do tych drugich, bo słabo czytam.

Za małolata uwielbiałem mordować. Zagrywaliśmy się z kolegą w Postala. O dziwo, żaden z nas nie wyrósł na psychola i pewnie nie jesteśmy notowani (chyba, że o czymś nie wiem). Po Postalu (albo równolegle) był Carmageddon. Takie lepsze Destruction Derby. No to rozwalaliśmy miasta, i przejeżdżaliśmy przechodniów (o dziwo, żaden z nas nie wsiada teraz do samochodu i nocami nie udaje Maxa Damage'a).

teraz taki napis wyświetla mi się tylko po alkoholu

Klasyczny Carmageddon wraca jako gra na Androida. I teraz ważne info: będzie dostępny za free przez jeden dzień - 10 maja (później obowiązywać będzie wersja płatna). Jeśli spożywacie za dużo narkotyków lub słabo radzicie sobie z kalendarzem, można się zalogować na oficjalnej stronie gry i dostaniecie powiadomienie o downloadzie. Przyszły weekend zapowiada się bardzo krwawo.

sobota, 4 maja 2013

MCA where have you been?

Na rynku muzycznym gości ostatnio smutek. Ostatnie depesze prasowe mówią o tym, że znaleziono Justina Biebera żywego w jego apartamencie. Such a mess. Miała w tym miejscu być rzewna notka o MCA, bo dziś mija pierwsza rocznica jego śmierci. Biorąc pod uwagę wszystkie okoliczności, jego odejście przygnębiło mnie najbardziej. Rok minął, koniec smutku.


Jeden z pierwszych rapowych winyli w mojej kolekcji to To the 5 boroughs. Cholernie drogi, ale co tam... rewelacyjny artwork, proste bity, przepełnione miłością do NY teksty. Kompletne dzieło. Dające nadzieję, bo An open letter to NYC oczyszcza z traumy po 9/11. Nawet nie szukaj takich tekstów w Polsce.

Jedna z pierwszych rapowych kaset w moim walkmanie to Licensed to Ill, przegrana od kolegi, który wkręcił mnie w RATM i Dog Eat Dog. Nic z tej kasety nie zostało, remaster leży dumnie na półce.

Drugie skojarzenie z kultowym Scratchem (poza piwnicą, w której grzebie Shadow, whoa), to:


Oraz najczęściej oglądane przeze mnie video na yt, znam prawie na pamięć:


Od wczoraj jeden z parków w Nowym Jorku nosi imię Adama Yaucha. Piękna chwila, niezależnie od tego, czy włodarze zrobili to dla kilku słupków czy z obowiązku wobec rodziny i fanów. 

czwartek, 2 maja 2013

Krzyż dla połowy Kriss Kross

Lata dziewięćdziesiąte, a przynajmniej ich początek, kojarzą mi się głównie z siedzeniem przed telewizorem i oglądaniem niemieckiej Vivy. Pewnie działo się coś jeszcze, ale pamiętam głównie to. Już wiedziałem co to jest rap, bo kasety Public Enemy krążyły po osiedlu. Poza tym na rotacji byli Cypress Hill, Nas, Luniz, Ini Kamoze i Kriss Kross. Ci ostatni, produkt wykreowany na zasadzie Lil Bow Wow'a, reprezentowali dziecięcy rap (bardzo głupia nazwa), wsparty nowatorskim trendem noszenia ubrań tył do przodu. Jak pokazała historia - nie przyjęła się ani moda ani Kriss Kross. Jak przystało na rasowych one hit wonders, zostawili po sobie banger (ale jaki) - Jump.



Dziś rano świat obiegła tragiczna wiadomość: połowa duetu Kriss Kross - Chris Kelly - zawinął się na tamten świat. Przyczyny nie są jeszcze znane, ale mówi się o przedawkowaniu narkotyków.