wtorek, 10 czerwca 2014

11 uworów OutKast, które musisz nadrobić do Orange Warsaw Festival

Nie ma co mydlić oczu - występ OutKast na Orange Warsaw Festiwal jest wydarzeniem na miarę postawienia Jezusa w Świebodzinie. Większość ma to w du*ie, ale garstka zapaleńców się jara. Chyba łatwo zgadnąć, w której grupie jestem.


Nie chce mi się kolejny raz pisać o braku kultury muzycznej w kraju nad Wisłą, o kulcie radia, które przestało udawać, że jego playlista jest dwucyfrowa, ani o pokoleniu jak mi nie podasz na tacy, to nie znajdę. W Polsce OutKast znani są z tej piosenki, którą gawiedź słyszała na festynie. A potem zaśpiewała ją pewnie jakaś celebrytka w teleturnieju, którego nazwy nikt już nie pamięta. W sumie nie ma się co dziwić - taki sam staż u polskiego słuchacza mają Macklemore i Gorillaz.

Nie chciało mi się, a jednak napisałem.

Zanim zostanę nazwany damskim organem płciowym w stanie depresji, podpowiem Wam kilka numerów, które nie pojawiły się na singlach, a warto je sobie odświeżyć przed koncertem. Kolejność przypadkowa. Zupełnie jak kolor moich butów i czapki.

Ain't No Thang - z debiutu Southernplayalisticadillacmuzik. Bardzo hiphopowe brzmienie, mimo że już powykrzywiane produkcją Organized Noize (nota bene zasługują na osobny wpis i zanim umrę pewnie się takowy pojawi). Idealne brzmienie na imprezach o 3 rano, jak chcesz się jeszcze pobujać z tą panną, której przed chwilą postawiłeś drinka, ale nogi pozwalają tylko na stąpanie lekko.
You May Die - tak, odbiło mi i napisałem o intro. Idealnie wprowadza w ATLiens - płytę przebojową, nieskipowalną, gdzieś na pograniczu awangardy i hiphopu. Chłopaki już w swoich stylówkach (wyobraźcie sobie: 1996 rok, a tu dwóch typków poprzebieranych rapuje tak, jak nikt na ówczesnej scenie), sporo metafizyki i vibe'u, którego nie zabije plaża.
13th Floor/Growing Old - cut ninety-six gonna be that year był proroczy. Społeczność hiphopowa kupiła dwóch wykrętasów z Atlanty. Andre nawija tam: While mind close niggas laugh at/ The Southern slang, finger waves and Mojo chicken wangs/ I grew up on booty shake we did not know no better thang/ So go 'head and, diss it, while real hop-hippers listen/ started by Afrika Bambaata, so you and your partner/ Gather your thoughts. ATLiens było #1 Billboardu wśród hiphopowych albumów wydanych w 1996 roku. Wtedy to jeszcze coś znaczyło.
Aquemini - imho najlepszy kawałek grupy, który nie doczekał się teledysku. Z jednej strony bardzo typowy dla chłopaków, z drugiej jeszcze bardziej kosmiczny i przestrzenny. Do słuchania tylko wieczorem, przy zgaszonym świetle. A wejście Andre w 3:45 jest najlepszym wejściem w bit w historii. Mam ciary od 1998 roku.
Synthesizer - jeśli kosmici to w numerze musiał pojawić się George Clinton. Kawałek mógłby spokojnie pojawić się na ATLiens, tworząc tym samym uberklasyka.
Gangsta Shit - trochę powrót do Southernplayalisticadillacmuzik, trochę krok do przodu. Nadal ten bas, mimo że tylko z fragmentem Organized Noize, nadal ta nawijka która porywa jak mewy jorka.
We Luv Deez Hoez - aż dziw bierze, że do kawałka nie dograli się 213. Hołd dla wiadomo kogo.
Flip Flop Rock - rap o klapkach. Na feacie Jay-Z, zjedzony przez Killer Mike'a. Dungeon Family nie zdobyło połowy należnego fejmu. Wińcie Zeusa.
Love Hater - Andre w wersji jazzowej. Zawsze wydawał mi się odludkiem, robiącym większość rzeczy po swojemu (przy okazji bombardując wszystkie newsy o ponownych nagrywkach grupy). Tu z live bandem, śpiewany numer - bo co? Bo może.
Dracula's Wedding - top 5 kawałków, które myślisz, że są wyprodukowane przez The Neptunes, a nie są. No i pod koniec syntezator jakiego nie powstydziłby się Dorian Concept. Aha, no i Kelis, wiadomo.
Chronomentrophobia - wiele osób narzeka na Idlewild, że mniej buja niż wcześniejsze wydawnictwa, że coś. A talkbox w tym kawałku? A oryginalna scena z filmu? Andre nadal w formie.
In Your Dreams - sporo osób zapomniało o tym kawałku, który ulokowano pod sam koniec płyty. A on swojego czasu przywracał mi wiarę w to, że OutKast jeszcze coś razem nagrają. Produkcja Organized Noize, wokal Janelle Monáe. I kolejne wejście Killer Mike'a, które wyrwa z przedszkola jak Borewicz.

Mógłbym tu jeszcze wspomnieć o solowych kawałkach i featach, ale wtedy lista liczyłaby tysiąc 500 sto pozycji. Bierzcie i konsumujcie! No i widzimy się w pierwszym rzędzie na Orange Warsaw Festival!