poniedziałek, 19 sierpnia 2013

Hip Hop Kemp - oczekiwania vs rzeczywistość vol. 1

Rzadko wyjeżdżam z domu. Zwykle mam karę albo długi, ewentualnie akurat wybuchnie powstanie w Egipcie albo ktoś wprowadzi żałobę. Ostatnie wakacje miałem ze 2-3 lata temu i zupełnie nie pamiętam, co się wtedy działo (prawdopodobnie byłem w Grecji, czym wprowadziłem kryzys). Marudząc dalej: unikałem jak ognia festiwali, spania w namiocie i mycia się w skandalicznych warunkach. Po prostu królewiczowi to nie przystoi.

Ale Kempu się nie odmawia.



1. Headlinerzy - Kendrick Lamar, De La Soul, Big Daddy Kane - mówi Ci to coś? De La widziałem już w Warszawie, dali mega koncert, na którym było więcej energii niż w rękach Raidena. A panowie mają już swoje lata. Lamar w tym momencie okupuje szczyty i kopie rapgrę po jajkach. Big Daddy Kane? Hmm... będą też Lords of the Underground, M-Phazes, El-P, Kontrafakt czy Jukebox Champions.

2. Atmosfera - niedawno na jakiejś bibce spotkałem mojego byłego ucznia. Mówił wie pan co? Na Openerze były fajne Litwinki, które robiły loda za macha. Jest lepsza reklama wakacyjnych festiwali?

3. Piwo, kobiety i śpiew - czeskie piwo (wiadomo), czeskie kobiety (wiadomo), czeskie śpiewanie (co?).

4. Ogólne wrażenia - po 2-3 latach bycia bezmózgiem obsługującym kopiuj/wklej przyda mi się odpoczynek w każdej postaci. Czy to będzie Batman czy Robin - to już sprawa drugorzędna, jak płeć dziecka w Niemczech. Ważne, że spędzę trochę czasu przy muzyce, którą lubię od A do Z.