wtorek, 30 lipca 2013

Jak się zachować podczas wybuchu reaktora [poradnik]

Gazeta Wyborcza jakiś czas temu przestała być medium i stała się low. Idąc dalej tym tropem, jeśli wydanie ogólnopolskie jest dnem, to radomski dodatek puka w nie od spodu.

Jeszcze za czasów naszej współpracy (4 lata temu) równo toczyliśmy bekę z wplatania akcentów radomskich do każdego newsa. Wypadek w polinezyjskiej wiosce - żaden mieszkaniec naszego miasta nie ucierpiał; Festiwal w Międzyzdrojach - Radom znów nie będzie gospodarzem tej imprezy. Ile można? Okazuje się, że w nieskończoność.



Może nie znam się, bo wypadłem nieco ze świata mediów i szukania dziury w drodze, ale artykuł Czy w Rosji wybuchł reaktor? Radomianie pełni obaw jakimś cudem zamiast do Faktoidu trafił do lokalnego wydania GW! Wina Tuska. Ale co tam, przeanalizujmy tekst:

Czytelniczka usłyszała, jak przed godz. 15 klientki w sklepie obuwniczym w centrum Radomia zdenerwowane rozmawiały o rzekomym wybuchu reaktora jądrowego w Rosji.

Sklep obuwniczy jest doskonałym miejscem na wymianę informacji. Gdy preferujemy drogie i ekskluzywne sklepy z butami nie możemy sobie pozwolić na rozmowę o pierdołach. Warto wspomnieć o Ewie Chodakowskiej, wakacjach w spa i lamparcich centkach. Jeśli natomiast kupujemy w sieciówce, to nasze rozmowy MUSZĄ koncentrować się na przyziemnych sprawach: cieliste skary bezuciskowe czy stopki do japonek, Nowakowa się puszcza, czy w Rosji wybuchł reaktor. W dobrym tonie jest zaniepokojenie i skontaktowanie się z najbliższą redakcją Gazety Wyborczej. Znany jest przypadek człowieka, który informacji o globalnych kataklizmach szukał na Reutersie (co za idiota).

Do redakcji zadzwonił mężczyzna z pytaniem, czy powinien kupować płyn Lugola. W woj. świętokrzyskim ludzie faktycznie rzucili się do aptek. Niektórzy boją się wypuszczać dzieci na place zabaw.

Najlepszą metodą na odgonienie zagrożenia jest wypicie płynu Lugola (tego elfa z Władcy Pierścieni). Daje on odpowiednio: +5 do świecenia w nocy, +8 do zadawania dziwnych pytań przez telefon jak i -100 do zdrowego rozsądku. Kolejny raz okazało się jednak, że Kielce są lepsze od Radomia, bo tam ludzie FAKTYCZNIE zamiast dzwonić do Gazety, poszli do aptek po jakieś antidotum. Jak to się ma jednak do zwykłego, szarego obywatela? Radzę: w czasie zagrożenia kontaktuj się ZAWSZE z Gazetą Wyborczą. Sztab doświadczonych farmaceutów udzieli Ci wyczerpującej informacji na temat stanu zdrowia Twojej rodziny, radioaktywnego pyłu i najlepszych drinków na wieczór. Jeśli masz taką możliwość, wyślij prędko swoją kobietę do sklepu obuwniczego a dziecko (z obawą) na plac zabaw.

Sprawdziliśmy. To plotki.

Kamień z serca i kloc w majty, jak mówił dziadek Władysław. Wiele osób w tym miejscu jednak poczuło rozczarowanie. Jak sobie poradzić w takiej sytuacji? Przede wszystkim należy zadzwonić do Gazety Wyborczej ze słowami podziękowania (bądź co bądź uratowali nas przed niebezpieczeństwem) a płyn Lugola odnieść do najbliższej apteki (gdy pani magister będzie kręcić nosem przekonajcie ją, że źle Was wcześniej zrozumiała i chcieliście coś na libido, wtedy jest szansa, że coś się jeszcze stanie). Na fejsie można też napisać obraźliwy komentarz na temat zacofania w województwie świętokrzyskim oraz wrzucić 28-30 (nie mniej!) zdjęć naszej pociechy cudnie bawiącej się na placu zabaw. Bezpiecznym. Dzięki redaktorom GW.

W PRZYSZŁYM TYGODNIU:
  • Blogerki modowe: na wybuch reaktora ubierzmy się kolorowo,
  • Abstrachuje.tv: Czego nie mówią: reaktory atomowe,
  • Mariusz Błaszczak: reaktor to totalna kompromitacja rządu Donalda Tuska

niedziela, 14 lipca 2013

Czy jabłko zasłoni cycki?

Ejplu, chroń mnie przed cyckami - zawołał donośnym głosem adwokat z juezej - i innymi częściami ciała też.


Chris Sevier, prawnik z wykształcenia, zamierza pozwać Apple za to, że... firma nie chroni go dostatecznie przed pornografią. Twierdzi, że urządzenia z jabłuszkiem przyczyniły się do jego uzależnienia od fikołków na ekranie i z tego powodu od swojej żony woli młodsze dziewczyny (niespotykane). Domaga się dodatkowo, aby Apple zainstalowało filtr, który wyeliminuje w wynikach wyszukiwania, reklamach etc. motywy erotyczne. Gdyby ktoś jednak świadomie chciał oglądać te bluźniercze zachowania  służące do mechanicznego sprawiania sobie satysfakcji (pozdrawiam Terlikowskiego, który opowiadał jakieś brednie ostatnio przy okazji sesji Radwańskiej dla ESPN) ma się zgłosić do Apple, podpisać cyrograf i poprosić o tajny kod, który odblokuje mu cycki.

Dołączam się do tej prośby, podając kilka dodatkowych motywów do pominięcia: Smoleńsk, trotyl, Radwańska Jezus, kiedy Lewandowski przejdzie do Bayernu, dlaczego Lewandowski gra słabo w Polsce a dobrze w Niemczech, Doda bez majtek, matka Madzi, Korwin, Polska narodowa, tenis, skoki narciarskie, biegi narciarskie, Formuła 1, ona tańczy dla mnie, czy od masturbacji zajdę w ciążę. Ejplu, chroń mię!

czwartek, 4 lipca 2013

Wycieczkowe przemyślenia

Na przejażdżce rowerowej, jakieś 15 km od domu, zorientowałem się, że poszła mi dętka w tylnym kole. K*rwa, już drugi raz w ciągu 3 dni. Wiedząc jednak, że wk*rwianie się spory kawałek od domu nic nie da, zacząłem szukać pozytywów. Od razu pomyślałem dobrze, że guma poszła w rowerze a nie w życiu osobistym. Oczywiście mógłbym w tym miejscu zacząć żalić się na patologiczne relacje damsko-męskie jak stojący latający chłopiec z Krakowa, ale po takiej wycieczce mogę odpuścić, c'nie?

Potem zbytnio uwierzyłem w życzliwość ludzką. Przemierzając osobistą drogę rowerowo-krzyżową napotkałem pana rolnika. Nadzieja podpowiadała pamiętasz jak rok temu wypchnąłeś Lanosa z rowu? To ja, karma. Wróciłam. Ale jak to bywa w relacji expectation/reality, rozmowa przebiegła tak:

- No co? Opona panu poszła?
- Tak - odpowiedziałem, licząc, że za pytaniem pójdzie jakaś chęć pomocy, rada, cokolwiek.
- Nooo, aha.

Jaką jasnością umysłu wykazał się ten człowiek pracy! Zobaczył mnie, mój rower z flakiem w tylnej oponie i przebiegle wysnuł wniosek, że jest przebita. Z pewnością by nie mógł zasnąć i wolał zagadać, żeby potwierdzić swoją teorię. Thank you captain obvious.

Obiecuję, że jak go kiedyś spotkam, podziwiającego z wnuczka lądujące samoloty na naszym przyszłym-wspaniałym-i-perspektywicznym lotnisku, zapytam: No co? Kiedyś wnuczka umrze, nie?

Dalszą drogę umilił mi nowy Jay-Z. Dobra płyta, dwa ulubione na tę chwilę numery poniżej:


wtorek, 2 lipca 2013

Prześladowany rap z Tunezji

Z rapem jest jak ze stronami porno: każdy znajdzie coś dla siebie. Mamy rap dla grubych, chudych, brzydkich, narodowców, nijakich i, żeby być na bieżąco, tenisistów (zaskoczona?). Jest też rap z Tunezji, ale to nagrania, o których nie słyszał nawet peb.

Tunezyjski raper Weld El 15 ztj. Son of 15 wykazał się wielce rewolucyjnym podejściem (pewnie przesłuchawszy Dead Prez) i w jednej ze swoich piosenek nazwał policjantów i sędziów... psami. Nie za bardzo znam się na tunezyjskiej kulturze, być może pies znaczy tam mniej niż krab albo pelikan, no ale przegiął przeogromnie. Do tego stopnia, że dostał dwa lata więzienia.

Police, magistrates, I'm here to tell you one thing, you dogs; I'll kill police instead of sheep; Give me a gun I'll shoot them.

Posypały się gromy zewsząd, organizacje broniące praw człowieka rzucały kamieniami w mapę Tunezji, a stacja TVN24 wysłała na miejsce błękitnego. Po apelacji sąd jednak się ogarnął (wiem, sądy są niezawisłe i nie wolno ich krytykować) i zwolnił artystę słowa z odbywanej kary. Fajnie, ale jednak sześć miesięcy przesiedział.

ooo, tego też bym odstrzelił

Przypominają się czasy Cop Killera czy Hukosa... Wynika z tego, że każdy kraj musi przejść przez aferę łobuzy krzyczą na administrację. Za 20 lat na iPadzie 28 przeczytam o zamieszkach na Sint Maarten, gdzie tamtejszy raper nazwie policjanta bardzo nikczemnym człowiekiem i dostanie 5 lat ciężkich prac w hotelu trzygwiazdkowym.