poniedziałek, 10 czerwca 2013

Po-weekendowe inspiracje

W piątek jeszcze cała Polska była jednym wielkim ekspertem od gry w gałę, aby w ciągu kolejnych 24 godzin przetransformować się w pogodynkę. Niektórzy w mig zostali strażakami i płetwonurkami, jakby zupełnie zapominając, że w numerologii są nadal zerami. No ale nie o nich.

Jeżdżę sobie ostatnio. Gram piosenki jak zwykle. Tęsknię, choć wiem, nie powinienem. Łażę po miastach i szukam inspiracji. Mniej piszę, więcej tworzę. Pogoda nie sprzyja rowerowi, ale na środę planujemy większą trasę

Jak gram, to rozmawiam z ludźmi o muzyce, szukamy punktów wspólnych, podpatruję, jak grają, żeby podszkolić warsztat. Wracam do domu i przebudowuję całą playlistę, cue pointy i inaczej ustawiam loopy. Coraz częściej gram stare numery, co jest ryzykowne jak cholera. Do klubów przychodzi kolejna generacja młodzieży, której nie interesują fajne kawałki, tylko znane kawałki. Stąd requesty o zagranie piosenki z komórki. Ja bym się wstydził, no ale nie rozliczam.

Uwielbiam grać Lapdance, szczególnie jak impreza jest już dobrze rozkręcona. Fajnie się patrzy na dziewczyny, które wiedzą, o czym jest ten numer. Czysty hedonizm i ogień piekielny.


Ale absolutnym kocurem minionego weekendu jest Dillon Cooper. Rocznik '92 z wajbem jak Big L, do tego gitarzysta, rolkarz i aktor. Mało? No to słuchaj:

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz