niedziela, 2 czerwca 2013

From ex girl to next girl jak Guru

Notka będzie dosyć osobista, bo dotyczy rozstań. Smutny to temat, bo nikt nie lubi, jak jego druga połowa nagle zaczyna świrować. Ale od początku. Najpierw jest dobrze, wszystko się układa, motyle w uchu, serce mocniej bije przy każdym zerknięciu na telefon. Potem przychodzi taki moment, że człowiek zdaje sobie sprawę, że ten mechanizm nie działa dobrze. Zwykle, starania o naprawę złego stanu rzeczy są na darmo, bo druga strona jest uparta jak osioł. Zmęczony walką z wiatrakiem rzucasz wszystko w cholerę. In your face, Deezer.

Początkowo byłem zachwycony serwisem i jego interfejsem. Wszystko ładnie poukładane, w katalogach (chociaż zdarzały się kwiatki typu How To Dress Well w kategorii metal), aplikacja mobilna stabilna (podwójny rym na wejście), sporo płyt z Polski, większość nowości na czas - nie było się do czego przyczepić. Problemy zaczęły się po wprowadzeniu nowej appki, która zawierała mnóstwo błędów. Na samym początku nie można było jej wyłączyć, bo ciągle działała w tle (jak Iluminaci). No ale w miarę szybko pojawił się update i wierzyłem mocno, że problemy wreszcie się skończą. Niestety, nie było tak dobrze. W ciągu 10 minut grania w trybie offline aplikacja zżerała 20% baterii, zawieszając się przy tym 2-3 razy. Nie pomagała reinstalacja - to samo działo się na Nexusie 7 i na SGS2 z baterią 2000 mAh. Gwoździem do deezerowskiej trumny był początek tygodnia, kiedy to, totalnie z du*y (choć to może złe określenie) na telefonie wyświetlił mi się komunikat, że aplikacja jest zainstalowana na więcej niż 3 urządzeniach i nie będzie tu (na komórce) obsługiwana. Okazało się, że program sam dodał nowy sprzęt do listy - co dziwne, łącznie tych urządzeń było trzy (zagadka filozoficzno-matematyczna: czy 3 to więcej niż 3?). Przez 4 dni nikomu to nie przeszkadzało, aż tu nagle... no właśnie, tak z du*y.


Nie widząc możliwości poprawy zrezygnowałem z abonamentu Premium+ i testuję Spotify. Aplikacja ma kilka plusów i kilka minusów (w stosunku do Deezera):

PLUSY:
  • działa jako samodzielna aplikacja desktopowa, nie obciążając przeglądarki, współgra z iTunes,
  • wersja mobilna działa stabilnie, nie wywala się, koncentruje się na playlistach i singlach a nie albumach,
  • ma więcej aplikacji powiązanych (Hype Machine, NME, Rolling Stone itp.),
  • zjada minimalną ilość baterii w trybie offline.
MINUSY:
  • nowe wydania - lepiej to było rozwiązane w Deezerze, czytelniej podzielone na kategorie. Jeśli byłem zainteresowany hip-hopem to w tej zakładce szukałem nowości. Teraz mam misz-masz, do którego muszę się przyzwyczaić,
  • integracja z Last.fm w Deezerze była o wiele lepsza, jeśli mówimy o trybie offline. Wtedy to, appka "pamiętała" scrobblowane utwory i udostępniała je, gdy telefon przechodził w tryb online. W Spotify tryb offline jest na zawsze offline (głębokie). Patrząc po forach internetowych martwi to większą ilość osób,
  • zdecydowanie mniejsza ilość polskich wykonawców (czasem to plus).
Tak to wygląda po kilku dniach testów. Filozoficznie rzecz ujmując - nie można mieć wszystkiego, drogi panie. Jeśli jednak chodzi o mój spokój i rozsądne użytkowanie telefonu (bez obawy, że po godzinie padnie świeżo naładowana bateria) - jestem aktualnie za Spotify. Nie wiadomo jednak, jak to wszystko będzie wyglądać po jakimś większym apdejcie, dlatego też intensywnie wykorzystuję 30-dniowy trial.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz