Na rynku muzycznym gości ostatnio smutek. Ostatnie depesze prasowe mówią o tym, że znaleziono Justina Biebera żywego w jego apartamencie. Such a mess. Miała w tym miejscu być rzewna notka o MCA, bo dziś mija pierwsza rocznica jego śmierci. Biorąc pod uwagę wszystkie okoliczności, jego odejście przygnębiło mnie najbardziej. Rok minął, koniec smutku.
Jeden z pierwszych rapowych winyli w mojej kolekcji to To the 5 boroughs. Cholernie drogi, ale co tam... rewelacyjny artwork, proste bity, przepełnione miłością do NY teksty. Kompletne dzieło. Dające nadzieję, bo An open letter to NYC oczyszcza z traumy po 9/11. Nawet nie szukaj takich tekstów w Polsce.
Jedna z pierwszych rapowych kaset w moim walkmanie to Licensed to Ill, przegrana od kolegi, który wkręcił mnie w RATM i Dog Eat Dog. Nic z tej kasety nie zostało, remaster leży dumnie na półce.
Drugie skojarzenie z kultowym Scratchem (poza piwnicą, w której grzebie Shadow, whoa), to:
Oraz najczęściej oglądane przeze mnie video na yt, znam prawie na pamięć:
Od wczoraj jeden z parków w Nowym Jorku nosi imię Adama Yaucha. Piękna chwila, niezależnie od tego, czy włodarze zrobili to dla kilku słupków czy z obowiązku wobec rodziny i fanów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz