Znów pochylę się (uważnie obserwując, czy ktoś z tyłu
nie chce na tym skorzystać) nad polskim systemem edukacji.
Jest dobrze, produkujemy naprawdę dużo jednostek z wykształceniem wyższym, które potem rewelacyjnie radzą sobie na rynku pracy. Państwo stwarza również warunki do rozwoju małych i średnich przedsiębiorstw, dlatego każdy, kto nie odnajduje się w bezdusznej korporacji może założyć swój własny biznes i, dzięki niebywale dobrej sytuacji gospodarczej, niskim podatkom i przychylnym przepisom, ma szansę go utrzymać.
Powiem szczerze:
jaram się nową maturą. Może dlatego, że jestem ostatnim rocznikiem, który w szkole musiał coś wiedzieć. Powtórzę:
jaram się i gratuluję ludziom, którzy ją układają. To grono wybitnych specjalistów, naukowców i doktorów, którzy na czas tworzenia arkuszy maturalnych muszą
wyłączyć myślenie. To coś jak być dziennikarzem
Tygodnika Powszechnego i przejść do
Faktu. Nowa matura idzie w kierunku szarad dla przedszkolaków: znajdź różnice, połącz kropki, używając trzech kredek pokoloruj flagę Polski.
Po co to komu?
Pamiętam wizytację na lekcji WOS-u w najlepszym liceum w Lublinie. Klasa właśnie przygotowywała się do matury. Lecieli konstytucją - wstała panna, wyrecytowała artykuł taki i tak i
bum! źle, bo w definicji użyła bodaj nie "w ciągu (iluś tam dni)", tylko "w czasie". Kardynalny błąd, który spowoduje, że dziewczyna ta, pracując później w administracji państwowej, wywoła kryzys destabilizujący działanie najważniejszych instytucji.
Handluj z tym.
Ponieważ resort edukacji brnie w takie absurdy, a samo słowo matura ma taką samą wartość jak wstrzemięźliwość seksualna wśród gimnazjalistów, warto pomyśleć nad zmianami. Przytoczę dwa autorskie pomysły:
Wersja rozrywkowa. Na fali popularności programów typu
X-Factor budujemy komisję złożoną z nauczyciela języka polskiego (
serce), matematyki (
rozum) i WF-u (
unlimited power) - kandydat przychodzi, przedstawia swoje umiejętności (
taniec na rurze, palenie 3 papierosów naraz, mistrzostwo w grze w
Słoneczko) - jeśli zdobędzie 2 na 3 głosy dostaje maturę. Do tego rozwiązania na bank przychylą się rodzice, którzy uważają, że na dzieci w szkole spada zbyt wiele obowiązków, nie ma spojrzenia na ucznia jako na
jednostkę i
czemu pani krzyczy na mojego Wiesia? Poza swobodnym charakterem rozgrywki (
wychowanie bezstresowe) szkoła ma szansę na zabłyśnięcie w mediach (surowy nauczyciel, kontrowersyjne wystąpienia) i dodatkową kasę z kontraktów reklamowych.
Wersja poważna - level supereasy. Przyznajmy się przed wszystkimi:
matura ssie ale z niej nie zrezygnujemy ze względu na tradycję. Dajmy uczniom możliwość ściągania, przyjścia na maturę z ojcem, matką,
naukowcem z PANu. Zróbmy normalny arkusz maturalny
z normalnymi zagadnieniami ale dajmy możliwość korzystania
z pomocy naukowych. Niech młodzież poszuka czegoś w internecie, przeanalizuje proste dane. Niech to chociaż trochę przypomina egzamin! Na takim rozwiązaniu skorzystają
niezależni eksperci. Już widzę listę chętnych, którzy podczas matury z fizyki będą chcieli, aby towarzyszył im Antoni Macierewicz.