sobota, 6 kwietnia 2013

Rynek zweryfikuje

Ostatnimi czasy najpopularniejszą osobą na fb jest Pikej - i ciężko się temu dziwić. Nie sprawdzałem, czy jego wiadomości do Dr Dre i Pudelka były prawdziwe ale, jak mówi młodzież (nowy ulubiony zwrot prawicowych publicystów), beka jest toczona. Podstawowe pytanie: po co się nim zajmować? Bardzo zaangażowani w polski hiphop (naliczyłbym raptem z 5 osób), wystawiają działa za burtę celując w media nazywające Pikeja raperem. No jakoś go nazwać trzeba, a w TV wulgarnie nie wypada.

ALE BŁĄD: pisze się peace y'all lamusy!

Czy to psuje polski hiphop? Nie sądzę. Czy mu pomaga? Też nie. Dziś podstawowym medium dla hiphopu jest internet a jego użytkownicy z precyzją jurorów X-Faktora odsiewają wacków. Jegomość w szarym dresie słuchający piosenek z komórki nie uwierzy w wymuskanego Pikeja. Student w okularach czekający na nowy feat Smarka też nie (też czekam). W czasach, gdy głównym rynkiem wymiany informacji na temat nowych płyt były podwórka i media tradycyjne (zjawisko opisywane przez historyków jako pierwsza fala rapu) chłonęło się więcej niż teraz. Dzisiaj internet daje przesyt, za mnie filtrują blogi, Deezer i znajomi. Żadne z tych źródeł nie podrzuciło mi Pikeja. Chyba że w formie humorystycznej.

Czy El-P przekonuje mnie do wyjazdu na Kempa? Czy ja wiem...

To, że telewizja śniadaniowa i portale plotkarskie mówią o Pikeju to norma. Gość jest w jednym szeregu z Grycankami, robi cośtam, jeździ fajnym samochodem. Jest temat, klika się, hajs się zgadza. Żaden z tych programów nie jest jednak przeznaczony dla słuchacza rapu. Czy w takim razie należałoby rozszerzyć krąg odbiorców? Może potrzebujemy rapu dla gospodyń domowych, traktorzystów i pasterzy? Jeśli nawet, to taki hybrydowy twór nie przyciągnie młodego słuchacza, który nie kupi jego koszulki i nie pójdzie na koncert. Ogłaszam więc: z Pikejem czy bez - polski hiphop jest bezpieczny.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz