Tydzień temu wróciłem z Kempa, lecz zanim zdobyłem się na szczegółową relację musiałem się umyć. Głównie z tego powodu trzeba było czekać tyle na ten tekst.
Czy było warto? Jak rozwiązano tzw. problem litewski? Czy narkotyki w Czechach są tańsze niż w Lubiążu?
1. Headlinerzy - ludzie narzekają, że z roku na rok line up Kempa jest... mniej przyciągający. Podczas rozmów ze znajomymi doszliśmy do wniosku, że może lepiej byłoby zaprosić jednego giganta zamiast trzech solidnych wymiataczy. Obstawialiśmy nawet Nasa albo Jaya. Jednak, znając życie, kółko truskulowe z Bolesławca podniosłoby raban, że ani Nas ani Jay nie nadają się na Kempa i trzeba wrócić do wcześniejszego układu. Nie zrobisz dobrze wszystkim, jak mówi Sasha Grey.
Które koncerty zapamiętam?
R.A. The Rugged Man - co za świr! Rzucanie mięsem (i wózkiem inwalidzkim) w publiczność zasługuje na szczególne wyróżnienie. Zdecydowanie najbardziej charakterystyczny występ.
De La Soul - cały czas power, freezy podczas Rock Co.Kane Flow - whoa, mogą grać co roku!
M-Phazes & MC Illy - pół godziny puszczania bitów (taaaakich bitów) i pół godziny z emce. Nie bujałem się tyle nawet na huśtawce. Obok nas stał Bisz i też widziałem, że mu się podoba.
Bisz z livebandem - Oera spotykaliśmy codziennie w Tesco, Bisza tylko na scenie. Jeśli chodzi o polskich wykonawców zdecydowanie zagrał najlepiej.
Kendrick zostaje wymieniony na końcu, bo wyszedł i zagrał koncert. Bardzo dobry koncert. Tyle. Może po prostu miałem za duże wymagania.
Jeszcze jedna sprawa odnośnie line upu. To, co gra El-P jest rewelacyjne, ale nie wiem czy nadaje się na główną scenę w nocy, gdy publika jest już nieco zamulona. To samo Shabazz Palaces przed Baauerem. No i Organized Threat w cholernie dusznym hangarze. Żałuję, że nie widziałem Wudoe, Zeusa obserwowałem z 7816353815231 rzędu już przed hangarem i przyszedłem na sam koniec Kontrafaktu.
2. Atmosfera - podobno z fajnymi ludźmi zawsze bawi się dobrze. Ja spędziłem ten czas wybornie, dlatego z tego miejsca chciałem podziękować wszystkim, którym zatrułem życie podczas wyjazdu: Gosia, Wojtek, Darek i Jędrzej - jesteście najlepsi i dla Was wielkie 5!
3. Piwo, kobiety i śpiew - mimo iż hedonizm nie jest nam obcy, wszystko odbywało się w granicach przyzwoitości. Stolec pod prysznicem i przelewające się tojtoje to nie nasza sprawka.
4. Ogólne wrażenia. Będąc kempowym świeżakiem dostałem niezłą lekcję życia. Okazało się na przykład, że iPhone ładuje się godzinę, dzięki czemu ludzie biegali i robili zdjęcia a ja walczyłem z 20% baterii w telefonie. Poza tym w przyszłości muszę przyjąć inną formę pakowania się: zdecydowanie mniej ubrań (swag level low) bo i tak wszystko wróci brudne. Następnym razem muszę też zabrać więcej ciepłych rzeczy (Czechy graniczą z Alaską). Jeśli istnieją środki farmakologiczne pozbawiające zmysłu powonienia (na, powiedzmy, pół godziny), to w przyszłym roku wypakuję nimi całą torbę. Żaden tojtoj nie będzie mi straszny.
Wracając do Polski nie myślałem o niczym innym, niż umyciu się w normalnych warunkach. Po pierwszym prysznicu pomyślałem, że jednak czegoś mi brakuje. A dookoła zima i halucynacje.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz